Po krótkim czasie, naturalną rzeczy koleją, znudziła mu się również druga żona; pierwsza znudziła mu się już dawno. Obie żony Wuja Józefa, jakkolwiek nienawidzące się wzajemnie, jednoczyły się w jednym względzie: surowo zabraniały Wujowi alkoholu i hulanek. Wtedy Wuj wpadł na pomysł genialny w swej prostocie; otóż zwierzył się wszystkim dramatycznym szeptem, że należy do organizacji podziemnej walczącej z Niemcami. Nabył był nawet po temu odpowiedni strój, jak każdy rasowy polski konspirator; był to płaszcz przeciwdeszczowy, wysokie buty do konnej jazdy oraz począł używać słów wulgarnych, używanych przed wojną przez mieszkańców przedmieść; jeśli jednak chodzi o Wuja Józefa, celem jego plugawego języka była wyłącznie chęć zademonstrowania oczywistej pogardy w stosunku do śmierci. Cele organizacji wymagały od czasu do czasu udziału wuja w nocnych wyprawach. Odbywało się to z całym należytym ceremoniałem; Wuj Józef klękał, całował ziemię; babka zdejmowała ze ściany obraz Matki Boskiej i błogosławiła Wuja; następnie Wuj udzielał ojcowskiego błogosławieństwa swoim córkom i mnie, mówiąc wreszcie po tym do babki i do swych dwóch żon:
- Jeśli zginę, powiedzcie im, kim byłem. - I wskazywał przy tym na swoje córki.
Następnie Wuj Józef podchodził do ordynansa i całował się z nim po bratersku.
- Wybacz, jeśli uniosłem się kiedyś w stosunku do ciebie mówił Wuj Józef ze szczerą pokorą w głosie.
- Wedle rozkazu, panie kapitanie - ponurym głosem odpowiadał ordynans.
Wtedy Wuj Józef raz jeszcze zawracał od progu i salutował; po czym odchodził. Kobiety szlochały; ordynans posępnie patrzył w ziemię. Czasami udawało mi się wymknąć za Wujem. Nie wysilał się zbytnio: szedł do najbliższego baru, gdzie czekała już na niego kompania. Raźno zabierano się do wódki i ciepłych zakąsek. Po czym Wuj Józef siadał do fortepianu i śpiewał piosenki.
I tak schodziły mu noce, a czasem przychodzili niemieccy żandarmi, aby, ich wszystkich zaaresztować i rozstrzelać za nieprzestrzeganie godziny policyjnej; wtedy spajano również Niemców. Zdarzało się i tak, że któryś z Niemców zasiadał do fortepianu; wybierano wtedy piosenki, które znane były biesiadnikom w dwóch językach; i tak pamiętam więc pewnego Bawarczyka śpiewającego pięknym tenorem; pamiętam również esesmana w mistrzowski sposób naśladującego Lucienne Boyer. Nad ranem Wuj wracał do domu i wtedy wszyscy całowali go po rękach, a babka pytała surowo:
- Posłuchaj, Józefie. Żądam od ciebie, abyś mnie, matce twojej, odpowiedział jak na spowiedzi świętej - czy przelałeś tej nocy krew ludzką?
- Wojna - odpowiadał Wuj Józef.
- Rozumiem, Józefie - powiadała babka. - Tajemnica wojskowa zabrania ci czynienia wyznań. Jakkolwiek jest to bolesne dla mnie jako dla matki twojej - jako Polka uznać muszę wolę twoich przełożonych. Musisz tylko jedno dla mnie zrobić. Musisz iść do spowiedzi świętej.
Wuj całował dłoń babki i kładł się spać, a my chodziliśmy wszyscy na palcach i musieliśmy mówić szeptem; mogło się przecież zdarzyć, iż tego samego wieczoru Wuj Józef otrzyma rozkaz bojowy. Kiedy Wuj Józef otrzymywał zbyt wiele rozkazów bojowych, gdyż zdarzało się i tak, iż tygodniami nie wracał do domu, zaniepokojona babka pytała:
- Józefie, czy ty, który widzisz krew i przemoc, wierzysz jeszcze w Boga? Czy, nie ogarniają cię wątpliwości? Czy ty, który musisz zabijać i mścić, potrafisz jeszcze wierzyć w istnienie miłosierdzia? Wiesz, że w moim wieku każdy dzień podarowany jest od Boga. Powiedz mi prawdę, zaklinam cię.
Wuj Józef z najwyższą czcią składał pocałunek na pomarszczonej dłoni matki swojej.
- Kim by On nie był i jak by nie wyglądał, dziękuję Mu, iż dał mi niezwyciężoną duszę - mówił.
Po pewnym czasie sytuacja uległa zmianie; pierwszej żonie Wuja udało się wygryźć drugą, a Wujowi znudziły się nocne wypady i postanowił wrócić do adwokatury; Wuj Józef był adwokatem w cywilu. Jego kancelaria prosperowała dobrze i Wuj zarabiał dużo pieniędzy; opuścił go wtedy demon alkoholu, na którego miejsce natychmiast logiczną rzeczy koleją pojawił się demon hazardu i Wuj Józef począł grać w pokera dla odświeżenia wyobraźni, jak mi to wyznał. Po pewnym czasie przegrał wszystko, co miał; potem przegrał pieniądze swego aplikanta, któremu udało się coś niecoś przy Wuju zarobić; potem poszły pieniądze klientów; pieniądze ordynansa i wtedy sprawa przybrała równie nieprzewidziany jak i nieprzyjemny obrót: Wujowi groziło usunięcie z palestry. Jednak Natura i Bóg obdarzyły Wuja Józefa umiejętnością prostego myślenia; pewnego dnia Wuj Józef zebrał całą rodzinę i oświadczył, iż pragnie pożegnać się z nami. Na pytanie dokąd jedzie, Wuj Józef powiedział sucho:
- To daleka droga. Ale nikt z was nie może iść za mną.
- Józefie, cóż to znaczy? - zapytała babka.
- Mamo, powiedziałem: tam, dokąd idę, żadne z was nie może iść za mną.
- Józefie, czyżbyś chciał popełnić jedyny grzech, za który nie ma odpuszczenia?
Wuj milczał; twarze patrzących na niego pokryły się bladością. Wreszcie Wuj Józef powiedział, o co chodzi; musieliśmy jednak przedtem klęknąć" i przysiąc, że nikt nigdy nie dowie się o drodze, w którą podążał. Otóż gestapo dowiedziało się o jego działalności podziemnej i został skazany na śmierć. W obliczu czekających go tortur postanowił odebrać sobie życie, gdyż jako człowiek, twór słaby, nie może przewidzieć, czy w męczeńskim jego bełkocie nie wyrwie się przypadkiem słowo zagrażające towarzyszom i jego Organizacji; niebezpiecznie jest wystawiać człowieka na próby zbyt ciężkie. On, jako bojownik organizacji i żołnierz podziemia, uważa, że nie ma prawa ryzykować poddania się torturom. Dlatego postanowił odebrać sobie życie; nie jako człowiek cywilny, lecz jako żołnierz i oficer. W tej specyficznej sytuacji nie będzie to samobójstwem, lecz tylko tym samym, co męczeńska śmierć z ręki wroga. Skończył wreszcie i poprosił babkę, aby podała mu krzyż do pocałowania; babka jednak upierała się przy tym, aby Wuj Józef pozostał przy życiu.
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)
Dodaj komentarz